Na ulicach przed południem widywałam mężczyzn z małymi dziećmi. Nawet
po kilku dziennie. Na moich oczach niemalże zderzali się wózkami. Pomyślałam, że skoro to już jest codzienność mojego miasta, warto się jej przyjrzeć – mówi Magdalena Szwarc, dziennikarka, autorka książki „Ojcowie szóstego levelu”. Czego dowiedziała się o współczesnych ojcach?

Szósty level to twoim zdaniem najwyższy poziom w byciu ojcem. W swojej książce opisujesz właśnie takich mężczyzn. Jak myślisz, dojrzali do bycia ojcem czy brak pracy zmusił ich do zostania w domu z dzieckiem?
I jedno, i drugie. Współczesnego Polaka zazwyczaj nie stać na to, żeby samodzielnie utrzymał rodzinę. Rzeczywistość wymusiła zmianę, kobiety poszły do pracy. Ale też i mężczyźni się zmienili. W parkach jest mnóstwo ojców z wózkami, a także dziadków. Widzę to i we własnej rodzinie – ojcowie, którzy nie zajmowali się za bardzo swoimi dziećmi, są dziś fantastycznymi dziadkami. Kąpią, karmią, spacerują, odprowadzają do przedszkola…

Zachwyciło cię to zaangażowanie?
Tak. Ale wchodząc w ten temat, nie miałam żadnych wyobrażeń. Byłam ciekawa, co napotkani na placach zabaw ojcowie mi powiedzą. O kobietach wiemy, że w rodzicielstwie często znajdują sposób na realizację siebie, a czy oni się spełniają w ojcostwie? Czy inaczej niż kobiety opiekują się dziećmi? Czy w takiej sytuacji ich związki są inne? Jakie wyzwania taka zamiana ról stawia przed partnerami? Jak sobie z nimi radzą? Jak otoczenie na nich reaguje? Chciałam pokazać spektrum doświadczeń, okoliczności czy problemów, z którymi ludzie podejmujący takie wyzwanie się mierzą. Zobaczyć, jakie są profity, a jakie koszty.

I czego się dowiedziałaś? Kim są ojcowie 6. levelu?
Na pewno nie są gorszymi rodzicami niż matki. Otworzyli przede mną świat rzeczy, które robią po swojemu, inaczej niż kobiety. W Polsce panuje przekonanie, że to kobieta ma być tym lepszym rodzicem. Jakby „kobiecy” sposób wychowania był jedynym słusznym. A nie jest! To są naprawdę fantastyczni faceci! Odważni! Niezależni mentalnie. Bardziej wrażliwi od średniej krajowej, bardziej dojrzali, świadomi siebie. Trzeba mieć niezwykłą siłę, by podjąć się zadania niezgodnego ze swoją rolą kulturową. Zbudować siebie na innych podstawach, jakby obok, od nowa. Ryzykują. „Mężczyźni z wózkami” bywają przez kolegów traktowani lekceważąco. Słyszą: „straciłeś pazur”, „uciekłeś w dziecko”. Ich partnerkom też społeczeństwo podcina pewność co do słuszności podjętej decyzji – słyszą pytania: „Czy sobie poradzisz? Czy się nie boisz?”. Ojcowie, z którymi rozmawiałam, znają swoją wartość. Wielu z nich miało fajnych ojców. Inni do świadomego ojcostwa doszli w procesie własnego rozwoju, dojrzewania.
Chciałabym, żeby ta książka była dla czytelnika szansą na przymierzenie siebie do alternatywnej rzeczywistości. Zastanowienie się, jakim ojcem chcę być. Nie uważam, że każdy mężczyzna powinien rzucić pracę i zajmować się dziećmi, ani że kobieta powinna zostawić dziecko i przymuszać swojego partnera do zajmowania się nim. Więź, jaka się buduje między rodzicem a dzieckiem, to bardzo osobiste doświadczenie.

Myślisz, że ojciec zajmujący się dzieckiem na cały etat jest atrakcyjny seksualnie dla kobiety?
Moim zdaniem z pewnością dla innych kobiet, bo jest symbolem opiekuńczości, czułości, odpowiedzialności… Ma klucz do ich serca. Ale czy do serca swojej życiowej partnerki także?
Pozytywna odpowiedź na to pytanie koreluje z tym, czy jest zadowolony z siebie, swoich wcześniejszych osiągnięć, życia i czy zbudował swoją tożsamość, wie, kim jest. Jeśli ma zgodę na zamianę klasycznych ról, nie traci na atrakcyjności. W przeciwieństwie do kobiety, która „siedzi” w domu, ojcowie najczęściej nie rezygnują całkowicie z pracy zawodowej. To też pozytywnie wpływa na ich dobrą samoocenę. Wyjście z domu, w środowisko rówieśników, pozwala im od dzieci odpocząć, czego kobiety często nie robią.

Twoi bohaterowie mówią, że zostanie w domu z dziećmi to był ich świadomy wybór.
Wiedzą, co robią i dlaczego to robią. Mówią: „Jeżeli moja żona chce się spełnić zawodowo, nie mogę jej powiedzieć: sorry, twoją rolą jest siedzieć w domu z dziećmi, gotować, prać, sprzątać, a ja ci zapewnię utrzymanie”. Oczywiście są kobiety, które tego właśnie chcą. Ale to nie jest jedyny model. Spotkałam kilku ojców, którzy mówili, że chodzenie z wózkiem po parku to nie jest powód do dumy. Do bycia na tacierzyńskim zostali przymuszeni. Nie naciskałam na rozmowę. Chciałam zobaczyć mężczyzn, którzy znaleźli na to wyzwanie swój sposób, konstruktywne rozwiązania, a nie takich, którzy przyjmują rolę ofiary.

Jeden z twoich bohaterów, Tomasz, nie rozmawia z innymi mężczyznami o dzieciach, bo to niemęskie…
Zaryzykowałabym tezę, że ojcowie, którzy zajmują się dziećmi, nie mieszają się z tymi, którzy się nimi nie zajmują. To dwa odrębne światy. Ci pierwsi, w określonych okolicznościach – bo też, jak się okazuje, nie w każdych – ze sobą o dzieciach rozmawiają. Mają doświadczenia, którymi mogą się wymienić. Ale ponad tym podziałem rozmowa jest trudna, zideologizowana, więc najczęściej do niej nie dochodzi. Dość fundamentalnie dzieli tych ojców ich system wartości. To, na czym budują pozytywny obraz siebie. Większość jest zdziwiona, że ktoś może uważać za obciach zajmowanie się własnym dzieckiem. Potrafią powiedzieć do partnerki: „Jak możesz myśleć, że ja sobie nie poradzę? Przecież to jest tak samo moje dziecko jak twoje. Mam do niego takie samo prawo jak ty. Tak samo go potrzebuję i chcę jego dobra. Może inaczej to realizuję, inaczej wyobrażam sobie, co jest jego dobrem. Ale to wcale nie znaczy, że gorzej”.

Dziś mężczyźni z wyższym wykształceniem czują się zobowiązani, żeby się dziećmi zajmować. Ich partnerki w tym samym badaniu potwierdzają, że oni to naprawdę robią. Dwutygodniowy urlop ojcowski, którego jak się nie weźmie, to przepadnie – bierze co trzeci ojciec. Natomiast jak się spojrzy na urlopy macierzyńskie, w 100 proc. płatne i do podziału między rodziców, to ojcowie biorą 7–8 proc. z nich. Natomiast udział ojców w urlopach rodzicielskich – rocznych czy półrocznych – spada do 1,6 proc., choć są miasta, w których bierze je 2,6 proc. młodych ojców.
Ten kulturowy model trzyma się mocno.

Kulturowy albo wynikający jednak z natury. Z tego, że to matka przez 9 miesięcy ciąży nawiązuje symbiotyczną więź z dzieckiem, a przez kolejne, karmiąc piersią, tę więź jeszcze wzmacnia. Z bliskości fizycznej wynika bliskość psychiczna. Rozmawiałam kiedyś z profesorem Bohdanem Wojciszke i on wnosił taki postulat, by obowiązkowo wysyłać wszystkich ojców na roczny urlop macierzyński. Według niego to sprawiłoby, że mężczyzna przestałby myśleć, że kobieta tylko „siedzi w domu”, a poza tym nawiązałby silną więź z dzieckiem, która byłaby kapitałem dla ich relacji w przyszłości.
Teraz jest taka możliwość prawna. Ojciec może wziąć urlop rodzicielski. Zainwestowany w dziecko czas nie rozpływa się w powietrzu. Zostaje więź. Taki urlop przydałby się też polskim szefom. Dorośli mężczyźni w relacjach zawodowych często przyjmują pozycję siły jako sposób na realizację swoich celów. To ani przyjemne dla innych, ani na dłuższą metę skuteczne. Z dziećmi taki sposób po prostu nie działa, więc będąc z nimi, trzeba wypracować alternatywną metodę postępowania. Relacja z dzieckiem uczy bycia w bliskiej relacji z drugim człowiekiem, odczytywania niewerbalnych sygnałów, jego potrzeb. Poprzez bycie z dzieckiem, jak przekonują mnie rozmowy z ojcami, mężczyźni zyskują inny rodzaj wrażliwości. Lepiej rozumieją, czego można od kogoś oczekiwać i co dzięki jego odmienności uzyskać. Poprzez doświadczenie rodzicielstwa zaczynają rozumieć, o co chodzi w motywowaniu innych. Wychodzą ze swojego sposobu postrzegania świata – o którym myślą, że jest jedyny słuszny – i widzą, że równoprawnych sposobów myślenia jest nieskończenie wiele.

Czy myślisz, że dzięki tym zmianom kobiety dadzą sobie większe przyzwolenie na bycie nie tylko matką, ale kobietą z pasją? W twojej książce pada zdanie: „Gdy ojciec zostaje z małym dzieckiem w domu, wciąż mówi się, że on coś dla tego dziecka poświęca, np. karierę, pasję, czegoś się wyrzeka – o kobietach nikt nie myśli, że coś poświęcają. Przeciwnie – one się w macierzyństwie przecież realizują”.
Na pewno łatwiej jest kobiecie myśleć o swoim rozwoju zawodowym, jeśli partner wykonuje połowę obowiązków domowych. Robi się przestrzeń, odzyskuje ona te godziny dnia, które może wykorzystać na coś innego. Ale w Polsce mamy specyficzną kulturę pracy, bardzo konkurencyjną. W tym wyścigu wygrywa ten, kto najwięcej zainwestuje. Także kosztem rodziny. Jeżeli partnerzy zaczynają część swojej aktywności inwestować w rodzinę, być może żadne z nich zawodowego wyścigu nie wygra? Nie ma u nas takiego spokoju, jaki jest w krajach zamożniejszych, gdzie można się utrzymać z pracy w niepełnym wymiarze godzin i jest czas na życie poza pracą.

Ojcowie_6_leveluTwoja książka jest też o kobietach, które dojrzały do współdzielenia opieki nad dzieckiem…
Tak, na pewno. Ale też nie chcą brać pełnej odpowiedzialności za utrzymanie rodziny, czego od mężczyzn stereotypowo się oczekuje. Nie doceniają, jak wielkie jest to oczekiwanie i jak trudne w dzisiejszych czasach do realizacji.

Rodzicielstwo nie jest dziś jedyną opcją, jak jeszcze paręnaście lat temu. Zwłaszcza dla kobiet. Jesteś rodzicem?
Nie. Ale jestem osobą z pasją. Dla mnie to nadspodziewanie silny imperatyw. Każdy z nas, kiedy budzi się rano, ma przed sobą 24 godziny, które może zainwestować w potencjalnie nieskończoną ilość celów i aktywności. Zawsze stoisz przed wyborem. Rodzicielstwo jest jednym z nich. Pochłania czas i energię rodzica. Powołanie na świat dzieci pociąga za sobą zobowiązania. Trzeba być dla nich, odpowiadać na ich potrzeby, zadawać sobie trud rozumienia ich i wspierać. Jeśli ojciec twojego dziecka jest w pracy i nie uczestniczy w wychowaniu, stoisz wobec tych zadań sama i obarczona nimi, masz mniej możliwości inwestowania swojej energii w działania w świecie zewnętrznym. Stereotyp jest taki, że kobieta zajmuje się dziećmi i to jej wystarcza. Do pracy idzie, tylko kiedy zostanie przymuszona ekonomicznie. A tak nie jest!

Magdalena Szwarc dziennikarka, współpracuje z „Dużym Formatem”, finalistka pierwszej edycji Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej w kategorii „najlepszy materiał dziennikarski”, autorka książki „Ojcowie szóstego levelu” (Wydawnictwo Zwierciadło)