Zawieszka co chwilę – dorośli z ADHD

Duży Format nr 127, wydanie z dnia 02/06/2011 Reportaż, str. 8

Joanna Szczepkowska: – Jeszcze w głębokiej komunie zadzwoniła reżyserka z Francji. Widziała mnie u Wajdy, prosiła o CV. Ja się ucieszyłam i? zapomniałam. Nie zapisałam adresu, telefonu, nic. Wróciłam do obierania włoszczyzny

Kazimierz, scenarzysta, o Marcie: – Zanim wstanie z łóżka, musi się dowiedzieć, że tu mieszka, że to jest jej mąż. Marta, śpiewaczka: – Nie wiem, co zjem, nie mam nic w lodówce, nie jestem spakowana, nie wiem, dokąd jechać. Wpadam w zawieszki. Zamiast 10 minut pod prysznicem spędzam 30.

Kazimierz: – Ja coś do niej mówię, a ona się zapatrzy i wiadomo, że nie dociera. Marzy sobie.

Marta: – I nagle się orientuję i lecę przerażona. Wkładam na siebie cokolwiek. Oby było czyste, świeże. Kurtka nie pasuje do butów.

Kazimierz: – Wychodzi z metra, ma dojść gdzieś w 10 minut. Nagle nawiedza ją jakaś myśl i druga połowa schodów jest pokonywana w 40 minut.

Marta: – Wszędzie się spóźniam, wszędzie. Już człowiek niby jest gotowy do wyjścia, a tu jeszcze to i to, i to. Ten czas się gdzieś rozpływa.

Kazimierz: – Potrafi do mnie zadzwonić 30 razy dziennie, żeby zapytać o to samo.

Marta: – Szybko piję, szybko jem. Często palce sobie przycinam.

Kazimierz: – Krojenie jest za mało atrakcyjne, żeby utrzymać jej uwagę. Już myśli o tym, że napiłaby się herbaty. „A gdzie ona jest?” – patrzy na pudełko. Szybkość sprawia, że filiżanki fruwają. Codziennie coś stłucze, śmieci wysypie. Drobiazgi.

Marta: – Rozmawiam przez telefon, jem kanapkę, piję kawę, maluję się i prowadzę samochód. Patrzę we wszystkie lusterka naraz. Miałam jeden wypadek, ale nie do końca z mojej winy, bo na sygnalizator była nałożona folia. I zdarzyło mi się raz wjechać w karawan. Gadałam przez telefon, światło się zmieniło, ktoś obok mnie ruszył, ja ruszyłam i… nie mogli trumny wyjąć. Nie wiem, czy pusta, nie pytałam.

Tabu

– Nikt się pani do TEGO pod nazwiskiem nie przyzna – to zdanie usłyszałam już kilkanaście razy.

O rozmowę prosiłam mniej lub bardziej bezpośrednio sto osób. Jedną grupę wsparcia. Wysyłałam maile do osób z forów internetowych. I nic. Poprosiłam kilku terapeutów, o których w środowisku mówi się, że „też TO mają”. Mówili: proszę mnie zrozumieć, ja jestem ekspertem, udzielam się w telewizji, w prasie, takie wystąpienie mogłoby zaszkodzić mojemu wizerunkowi.

ADHD to zaburzenia koncentracji uwagi, impulsywność i nadruchliwość spowodowane zakłóceniami równowagi neuroprzekaźników w mózgu. Genetyczne. W populacji dzieci, zależnie od badań, ADHD ma od 5 do 10 proc. Czasem się mówi, że 2/3, czasem, że połowa z tego wyrasta.

Amazon oferuje całe serie książek o ADHD dorosłych. Jak zorganizować sobie życie i pracę. Jak przezwyciężyć kłopoty małżeńskie. U nas ADHD mają tylko dzieci i dwie dorosłe znane z nazwiska osoby: Szymon Majewski i Joanna Szczepkowska. Zgodził się do nich dołączyć Piotr Gołębiewski, technik elektronik.

Zaburzenia uwagi

Joanna Szczepkowska, aktorka: – Wczoraj? Najpierw obroża dla psa. O siódmej. Jest czerwona, ma swoje miejsce. To było długie poszukiwanie. Znalazła się pod krzesłem. O ósmej odbyło się szukanie recepty. Najpierw na wierzchu, potem w torebce. Też nie ma. „Musiałam coś wyjmować w jakiejś kawiarni i widocznie wypadła” – myślałam. To szukanie było bezskutecznie. Potem zejście do apteki, błaganie panią o lek, bezskuteczne. Więc zamiast pracy wizyta w przychodni. Jakieś półtorej godziny wszystko razem puls pieniądze za wizytę.

Wróciłam. Usiadłam do komputera. Otworzyłam książkę, a tam… recepta.

Wielokrotnie nie znalazłam w torebce dzwoniącego telefonu. Portfel mam czerwony, lepiej go widać, ale jak za dużo jest czerwonych rzeczy, metoda traci użyteczność.

Do drzwi wejściowych mam dziewięć kompletów kluczy – jest lepiej, ale to nie przestaje być problem. Już nie mówię o rękawiczkach czy parasolkach, bo to w ogóle jest beznadziejna sprawa.

Kilkakrotnie na granicy się okazało, że zapomniałam paszportu.

Nie mam kalendarzyka. Każdego roku miałam po kilka, bo zapominałam, jak one wyglądają. I absolutnie nie mam odruchu zapisywania.

Jak ktoś pracuje jako wolny strzelec, na początku roku ze wszystkich źródeł dostaje koperty z informacją o dochodach. Wystarczy, że sięgnie do skrzynki, potem do kieszeni i? potem ktoś wyciąga to z pralki.

Przestało to być urocze roztargnienie, kiedy zostałam sama. PIT-y, rachunki, wszystko. Jestem bardzo uczciwym człowiekiem, ale mimo największego natężenia głowy to są rzeczy, które mi się kompletnie wymykają.

Monika Szaniawska, psycholog z II Kliniki Psychiatrycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, diagnozuje dorosłych: – Ich uwaga skacze jak taka sroczka: gdzie coś błyśnie, za tym biegną. Porzucają czynności w połowie wykonywania.

Opowiadają swój poranek: ubrałam się, wstawiłam mleko, poszłam myć zęby, ale sobie przypomniałam, że trzeba wybrać dziecku ubranie. Grzebiąc w szafie, pastą do zębów usmarowałam sobie sukienkę. Mleko wykipiało, zaczęłam się przebierać. Dziecko niespakowane do szkoły, szukam butów zimowych, bo spadł śnieg. Już jesteśmy spóźnieni, a jeszcze bez śniadania. Szukając kluczy, zapodziałam komórkę. Szukając telefonu, zgubiłam klucze.

Przeciętnie człowiek robi jedną rzecz w jednym czasie, ale ADHD-owcy mają wtedy poczucie, że to się dzieje za wolno.

Piotr Gołębiewski, technik elektronik: – Dla mnie to jest problem, że w chlewie mieszkam. Przez następny tydzień czy dwa ten syf się tylko pogłębia i nie można się zmusić, żeby to nadrobić.

Mam szafki, półeczki. Tu przyprawy, tu leki. Ale po czasie okazuje się, że wszystko krąży. Jak nie w tej, to w sąsiedniej albo w trzeciej szufladzie. Ale może się okazać, że jest w szafce w łazience. A jak tam nie ma, to już cholera wie, gdzie położyłem. Kiedyś się znajdzie. W szafce na buty.

Gosposia? Nie, bo jak sam posprzątam, szukam mniej.

Syn już trzy dni temu mnie prosił, żebym pranie zrobił. Zapominam wstawić, zapominam wyjąć. Czasami musiałem kilka razy prać, bo kisło.

Nawet jak się biorę, to się ciągle odrywam i po całym dniu nic nie jest zrobione, a ja jestem zmęczony. A po lekach, jak się wezmę – bo też mogę się nie zabrać – doniosę to pranie do łazienki, nie postawię go w przedpokoju, bo coś ciekawszego mnie porwało.

Rzadko biorę. Raz, że kosztuje, dwa, że za bardzo mnie to nakręca. Zaciskam zęby i bolą mnie mięśnie. Ale bez leków rzeczy bardziej odwlekałem i to wpływa na samoocenę.

Poza tym, choć są dobrodziejstwem, mogą mieć skutki uboczne. Powodować myśli samobójcze. Działają cztery godziny albo dwanaście i po ustaniu działania niektórych ten spadek koncentracji się boleśnie odczuwa.

Kazimierz: – Z ADHD człowiek rozrzuca rzeczy, bo nie starcza mu uwagi, żeby je odkładać na miejsce. Ja nie sprzątam, bo nie lubię. A Marta potrafi tak się wkręcić w szorowanie, aż się dziura zrobi. Pytanie, jak często sprząta, w ogóle nie ma znaczenia. Raz się taki dzień zdarza, raz się nie zdarza. Trwa 20 godzin, bez przerwy.

Marta: – W nowym mieszkaniu wszystkie rzeczy będą miały swoje miejsce. Teraz nie mają.

Kazimierz: – Będziemy urządzać łazienkę na zielono, ale za chwilę się okazuje, że na niebiesko, a za tydzień, że to nie jest dobry kolor. Temat łazienki będzie wracał latami. Czasem to wygląda, jakby ktoś był nieco głupawy.

Marta: – Dlatego zatrudniliśmy koleżankę. Wszystko urządza dla ADHD-owca.

Kazimierz: – We wnętrzu powinno być jasno. Proste linie. Żadnych bibelotów, lampek, tapet, wzorków, bo każdy niepotrzebny bodziec rozprasza. Idealnie, gdyby wszystko dało się w kuchni schować do szafek. I wielka szafa, do której można wszystko wpieprzyć i tego nie ma.

Marta: – Ja wszystkie ręczniki, obrusy, pościel mam białe, żeby nie zastanawiać się, co z czym wyprać.

Kazimierz: – Raczej posadzka, nie dywan, bo mamy zwierzaki i będzie brudny, a to rozprasza.

Fajny byłby garaż. Bo ADHD-owcy mogą dziwnie zaparkować. Dla niej ważne jest, że trzeba gdzieś pójść, a nie samochód.

Piotr Gołębiewski: – Cztery razy potrafię do jednego sklepu iść. Coś kupię, wychodzę, coś mi się przypomni, wrócę, wyjdę ze sklepu, spojrzę w karteczkę. Aaa, jeszcze o czymś zapomniałem, bo przecież w sklepie nie pamiętałem, że mam listę. Znów wracam. W domu jeszcze mi się coś przypomni, to znów lecę na bazarek.

Kazimierz: – Zakupy z Martą to katastrofa. Zajmuje to dziesięć razy więcej czasu, a ponieważ nie ma planu, wrzuca do kosza wszystko, co jej się podoba. Jak dziecko. Kurczak, no to kurczak. O, ryba? Ryba jest dobra. I potem ja odstawiam, a ona się ze mną kłóci, że to jest niezbędne.

Wojtek, dr n.med., psycholog, psychoterapeuta: – Wiele razy kupiłem samochód impulsywnie, miałem chyba już ze 30. Kiedyś impulsywnie złożyłem wymówienie. I lęk mi pomaga. Kiedy ktoś mi zajedzie drogę, pojawia się razem z myślą: zaraz cię wyjdę i natłukę. Bo co z impulsywności można zrobić złego? Kogoś przezwać. Jeśli mam skrajne ADHD, z impulsywności mogę uderzyć. Zabić? Przez przypadek. Jak nie zauważasz przechodniów na ulicy, to albo nie siadaj za kierownicą, albo bierz leki. I nie walcz ze swoimi objawami! Tylko protezuj to.

Treści

Kazimierz: – Żeby temat był nie wiem jak interesujący, ją zajmuje tylko przez chwilę. Pamiętasz takie filmy, że bohater idzie z wózkiem, potem go zostawia, a kamera jedzie za wózkiem? Cały czas podąża za czymś przypadkowym? Jak Marta coś mówi, to jest właśnie coś takiego.

Marta: – Okropne.

Kazimierz: – Nie do końca. Myślę, że takie osoby łatwiej improwizują. ADHD może powodować wyjątkową kreatywność, ale przeszkadza myśleć liniowo. Sporo jest ADHD-owców wśród copywriterów.

Marta: – Kazik mi wszystko porządkuje. Ja wyrzucam te myśli, pomysły, historie, a on je zbiera.

Kazimierz: – Jestem scenarzystą, więc dla mnie to świetnie. Ale ciężko zlepić te rzeczy, które opowiada. Ona myśli wielowątkowo.

Szkoła

Marta: – Szybko się nauczyłam pisać, czytać, nie robiłam błędów, wiedziałam, że jestem inteligentna, a ciągle trójki. Pół strony przeczytasz i nie wiesz o czym. Zawieszka. Poprzerywane myśli, strzępy, bez ciągłości. Ktoś ci tłumaczy, a stracisz fragment i nie rozumiesz. Zanim się wejdzie w koncentrację, mija godzina. Tej koncentracji jest pięć minut i znów się wypada.

Ciągle nie dosłyszałam, co jest zadane. Odrabianie na kolanie. Nie wiedziałam, od czego zacząć, i w końcu robiłam rzecz najmniej ważną, zadaną na piątek, a nie na środę.

Wszystkie dzieci mają linijki, cyrkle, ekierki, kątomierze, a ja nie. Jak jechaliśmy na basen, wszyscy mieli kanapkę, klapki, czepek, kostium, ręcznik, suszarkę. A ja miałam tylko kostium. I nie rozumiałam dlaczego.

To są rzeczy, które bolą. Obniżają poczucie własnej wartości. Na studiach musiałam się potwornie przykładać.

Piotr Gołębiewski: – Pierwsza rzecz: jak to jest, że wszyscy wszystko wiedzą, a ja, kurwa, nic. Wiedzą, jak się nazywa która nauczycielka. Gdzie się jaka lekcja odbywa, że mamy zastępstwo – a ja czekam pod klasą sam. No, dziwoląg. Na lekcjach rysowałem, z plasteliny sobie lepiłem albo gapiłem się w okno. I cały czas takie myśli: skoro wszyscy działają dobrze, to nie świat jest dziwny, tylko ja. Nie pasuję do świata.

Wojtek: – ADHD często towarzyszy dysgrafia, dyskalkulia. Na maturze z polskiego miałem mierny. Całe liceum to była średnia 2,1, 2,2. Gadanie na lekcji, patrzenie w sufit. Nie czerpałem ze szkoły. Ale ponieważ byłem dzieckiem dość urokliwym, inteligentnym, dużo rzeczy udawało mi się załatwić „bokiem”.

Oczywiście doktoratu bym nigdy nie napisał, gdyby nie farmakoterapia, struktura i sekretarka. Ja pisałem, ona sprawdzała. Strony, wątki, akapity pomieszane. Kretyńskie błędy ortograficzne, fleksyjne, pozjadane końcówki. Sam byłem przerażony, że tego nie zauważam.

Obroniłem się z wyróżnieniem.

Praca

Joanna Szczepkowska: – Przez ADHD wiele rzeczy w moim życiu się nie wydarzyło. Jeszcze w głębokiej komunie zadzwoniła reżyserka z Francji. Widziała mnie u Wajdy w „Kronice wypadków miłosnych”. Akurat obierałam włoszczyznę. Prosiła o CV, a ja się ucieszyłam, odłożyłam słuchawkę i? zapomniałam. Nie zapisałam adresu, numeru telefonu, nic. Wróciłam do obierania.

Często zamiast z ważnym reżyserem, u którego chciałabym zagrać, szłam na spotkanie z kimś innym, bo mnie zainteresowało. Ta racjonalna kalkulacja nie działa.

Wojtek: – Rafting. Ponton w rwącej górskiej rzece, bez kontroli, bez wioseł, z paniczną próbą łapania za jakieś gałęzie, które są po drodze. Ktoś zadzwoni, coś proponuje, a ja jestem impulsywny i się na wszystko zgadzam.

Wysiłek intelektualny mnie nudzi, więc go unikam. Chyba że muszę, wtedy się zmuszam. Dzięki Bogu, moi koledzy i koleżanki przypominają mi, że coś jest do zrobienia, a nie, że miałem zrobić. „Wojtek, epikryza”, „Wojtek, wpis do historii choroby”. Nieraz mi długopis do ręki wsadzają. I ja piszę. Ze 20 razy dziennie przychodzą.

Ale żeby ktoś tak robił, ludzie muszą mnie lubić.

Proszę osoby, które się ze mną umawiają, żeby mi rano przypomniały. Pacjenci przychodzą, znajdują mnie, przypominam sobie, że się umawiałem. Czasem używam czaru osobistego: bardzo czekałem na spotkanie z panią, ale coś bardzo ważnego mi w ostatniej chwili wypadło. Nauczyłem się ładnie kłamać.

Kalendarz? Ja w nim zapiszę 70 proc. swojej aktywności, a o 30 proc. zapomnę. Albo kalendarz zapodzieję. Jest jak nieszczelna kanalizacja i mając ADHD, trzeba się przede wszystkim nauczyć, co robić, kiedy to gówienko wycieknie. Prócz klinicystów, którzy ze mną pracują, i osób, które liznęły trochę ADHD, nikt nie wie.

Oczywiście jestem postrzegany jako osoba skrajnie chaotyczna, zapominająca, robiąca wszystko na ostatnią chwilę. Impulsywna. Ale usprawiedliwianie: bo ja mam ADHD, jest nieuczciwym postępowaniem. Masz ADHD, będziesz musiał się bardziej starać.

Kazimierz: – Muzycznie jest bardzo zdolna, słyszy, śpiewa bardzo czysto.

Marta: – Z poczuciem rytmu nigdy nie miałam problemu, ale z organizacją czasu w muzyce, utrzymaniem jednolitego pulsu, że jest wolniejszy, a potem znów szybszy. Walczyłam z tym naprawdę długo, ale wyćwiczyłam.

Kazimierz: – Są kłopoty z interpretacją, bo już trzeba pomyśleć, o czym to jest, a analiza dla osoby z ADHD to trudna sprawa. Ona potrzebuje bardzo dużo inspiracji. Atmosfery.

Marta: – Na przesłuchaniu do przedstawienia we Francji jest sto osób z całego świata. Wygrałam jeden konkurs, fajnie.

Kazimierz: – Tam musi być lepsza niż Francuzki. Ale jak po przedstawieniu poznaje dyrektora teatru, to nie przykłada do tego wagi. To ja się z nim umówię, pogadamy.

Piotr Gołębiewski: – 16 telefonów naraz, bo tyle mi się na biurku mieściło. Formularze porozkładane, telefony porozkręcane, zdiagnozowane, po kilka brałem na tacę, szedłem na lutowanie. Mój rekord to 60 naprawionych w ciągu jednego dnia. Norma była 16.

Szefowie zaczęli sprawdzać, jak to jest, że Gołębiewski robi dwa razy więcej niż reszta. Popatrzyli. Postanowili: wszyscy tak róbcie. Tylko że przy trzech rozkręconych myliły im się części, baterie, karty gwarancyjne. U mnie nigdy nie było pomyłki. Bo to było ciekawe. Coraz trudniejsze telefony, ciągle nowe.

Ale zaczęło się psuć w firmie. Ludzie przeciwko ludziom. Popadłem w depresję. Wtedy rozwiązali serwis. A że miałem już dosyć elektroniki, podjąłem pracę w budowlance jako instalator sieci teleinformatycznych. Nie miałem o tym pojęcia, ale już po miesiącu prowadziłem inwestycje. Sieci strukturalne nauczyłem się kłaść, instalować rzutniki, nagłośnienie. Prezes powiedział, że jestem killer sal konferencyjnych.

Ale też mi się znudziło. O trzy tygodnie przeciągnęła się wypłata i ani słowa wyjaśnienia, ani przepraszam.

Tu mnie przyjęli, bo znałem biurowiec, a to jest bardzo trudny obiekt. Zabezpieczenie techniczne struktury: wentylacja, klimatyzacja, generator, zasilanie 15kV, ale i wymiana żarówek.

Mamy często zgłoszenia telefoniczne, o których zapominam. Szefowie wiedzą. Ja w CV sobie wpisałem. Jesteśmy we dwóch na zmianie, to sobie przypominamy. Albo następnego dnia zgłoszą jeszcze raz i nikt nie robi z tego wielkiego halo. A nawet gdyby… Z dziesięć razy zmieniałem pracę i za każdym razem pracodawca namawiał mnie, żebym został.

Związki

Wojtek: – Dzięki Bogu żona jest psychiatrą. Na wady wynikające z objawów mam absolutne przyzwolenie. Wie, że krem do golenia może znaleźć w zamrażarce. Że przychodzę i rzucam kurtkę na podłogę. Jak ma dobry humor, to powiesi, a jak gorszy, to mi powie: powieś. Podnoszę i wieszam.

Wie, że jak mnie wysyła do sklepu po chleb, to na dworze przypomnę sobie, że mam coś wziąć z samochodu. A jak już jestem w aucie, to posłucham radia i zapomnę, że szedłem do sklepu. Wracam po godzinie, nie z chlebem, tylko z puszką piwa, bo akurat pomyślałem, że jest gorąco. Więc znów mnie wysyła. Wielokrotnie każdego tygodnia zapominam kupować rzeczy, nawet jak mi przypomina SMS-em.

Piotr Gołębiewski: – Psychiczne koszty: kogoś się zawiodło. Straty w ludziach. W sprzęcie nie mam strat, nawet jak samochód zostawiam na oścież otwarty. Tylko raz to się zdarzyło. Ale niezamknięty to często.

Kazimierz: – Jak się nic o ADHD nie wie, zachowanie takiej osoby wygląda, jakby cię olewała. A jak się kogoś takiego kocha, dba o niego, wszystko dzieli, trudno takie „lekceważenie” zrozumieć, zaakceptować i nie brać przeciwko sobie.

Marta: – On miał do mnie pretensje o te wszystkie rzeczy, które są objawami ADHD. Znowu nie dopilnowałaś rachunku, znów nie ma chleba, znów zapomniałaś zrobić pranie. Miałam zadzwonić, zapomniałam. O brak konsekwencji. Że niczego w życiu nie mogę zrobić porządnie. Krzyczałam na niego: przeczytaj sobie książkę o ADHD, naucz się mnie i przestań mnie o to obwiniać!

Kazimierz: – Każda sprzeczka może oznaczać pakowanie walizek i wychodzenie z domu. Ponieważ chaotycznie osiągają cel, bardzo łatwo rezygnują. A że bez wysiłku adaptują się do nowych warunków, poradzą sobie w innym miejscu. Raczej brak im skłonności do rutyny i stałości.

Marta: -Są kompulsywne w uprawianiu seksu. Często zmieniają partnerów.

Piotr Gołębiewski: – Piekło jest okropne, depresja co rok, dwa lata wraca. Piekło tu, w głowie. Za dużo myśli naraz. Jak film na przyspieszonych obrotach. I tylko w momencie dużej koncentracji na zadaniu ten młyn ustaje. Jak jest awaria. Fascynacja. Albo jak nie ma wyjścia, coś trzeba zrobić i to pochłania.

Joanna Szczepkowska: – Pani powiedziała, że chce pisać o ludziach spełnionych, ale wśród osób z ADHD jest wielu samobójców. Przepaść między potencjałem a możliwością jego realizacji budzi frustrację. Tak naprawdę to jest ogromne poczucie własnej niedoskonałości. Cierpienie. Gdybym nie zdała do szkoły teatralnej i gdyby moje życie aktorskie nie było tak barwne, to nie wiem, jaką byłabym osobą.

Wojtek: – Nie piekło, piekiełko. Tych objawów kretyńskich, tego gubienia, tej chaotyczności, impulsywności. Męczy mnie, klnę jak szewc, że co chwilę muszę wracać z pracy do domu 10 km po teczkę. Że w pokoju hotelowym po godzinie już nie mogę niczego znaleźć.

Ale piekłem by było, gdyby ktoś mi powiedział: ty jesteś jakiś jebnięty, że tak wracasz co chwila. Gdyby wyrzucił z pracy, bo zapomniałem teczki, albo gdybym na zapomnienie teczki reagował lękiem i nie potrafił tak ustawić relacji z ludźmi, żeby po tę teczkę pojechać. A to jest piekło deficytów w sposobie radzenia sobie. Piekło otoczenia. Same objawy to tylko piekiełko.

Wszelkie badania mówią o tym, że ADHD koreluje z uzależnieniami, z zachowaniami przestępczymi, z trudnościami z pracą, w związkach, z otyłością – to prawda, ale one są tylko czynnikiem ryzyka. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś wyrastał w akceptującym środowisku i rozwinął te powikłania. Powiem duże słowo: kluczem do zatrzymania tego jest miłość.

Sposoby

Wojtek: – Najczęściej jest tak, że przypomina mi żona albo organizer w telefonie. Wykształciłem sobie obsesyjną strategię pilnowania trzech najważniejszych w moim życiu rzeczy: telefonu komórkowego, kluczyków od samochodu i portfela. Kilkanaście razy dziennie klepię się po trzech kieszeniach – sprawdzam, czy mam je przy sobie. Klaśnięcie drzwi i kluczyki mają leżeć na szafce. Nadal przynajmniej raz w tygodniu rano ich szukam.

Kazimierz: – Po roku terapii poznawczo-behawioralnej jeździ samochodem, wie, jak dojechać i o której wyjść.

Marta: – Rano trzy budziki, żeby wstać.

Kazimierz: – Ona się uczy jak z czytanki, że jak się budzisz, to nie krzyczysz, tylko się uśmiechasz i robisz kawę.

Marta: – Mam iPodzika mojego. Nastawiam sobie: 12 minut. Start. I wchodzę pod prysznic. I już się nie zawieszam. Owszem, on sobie podzwoni ze dwie minuty, ale mam świadomość, że założony czas minął. Na zjedzenie śniadania sobie nastawiam czas. Na wszystkie poranne czynności. Dzień wcześniej, wieczorem, z kartką i z zegarkiem w ręku planuję i pilnuję. Bałam się mieć dzieci – jak ja ogarnę sprawy zawodowe i rodzinne?

Kazimierz: – Dziś, jak ma spotkanie albo pracę z nutami, może wziąć lek i na kilka godzin poprawić koncentrację.

Ale ja przejąłem odpowiedzialność za wszystkie decyzje papierkowo-finansowo-ZUS-owskie. Zainwestujmy w to albo kupmy tamten dom. Ona nie zrobi analizy rynku. To ja remontuję. Ja myślę o tym, że jakiś rachunek trzeba zapłacić. Jak ona ma datę koncertu, trzeba przypominać. Miesiąc wcześniej kupić bilety. Nie wymagam, żeby kontrolowała czas, bo to jest trudne. Na terapii uczy się pracować z kalendarzem.

Raczej ja gotuję, robię zakupy, ale to też się zmienia. Ona na końcu dnia rozumie, że to działa, bo ja jestem. Są ludzie, którzy mają w charakterze silną potrzebę opiekowania się drugą osobą, i wtedy to działa.

Joanna Szczepkowska: – Po lekach mogę zapłacić rachunki, ale nie mogłabym napisać wiersza. Bez leków ten stół jest samotny, a na lekach stół to stół.

Gdyby ktoś mi powiedział, że jest sposób, który zabierze mi zalety i wady wynikające z dekoncentracji uwagi, nie oddałabym. To jest moja twórczość i moje życie. Każdy jest jakiś.

Rozmowa z Moniką Szaniawską, psycholog z II Kliniki Psychiatrycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego

Strategia pięciominutowych puzzli

Diagnoza ADHD u dorosłych jest trudniejsza niż u dzieci?

– Tak, bo kryteria, które mamy, są pisane dla 7-letnich chłopców. Trwają prace, by zdefiniować je dla osób dorosłych. Naukowcy się spierają, jak dużo ma być kryteriów związanych z impulsywnością i nadruchliwością – bo z nich się najbardziej i najszybciej wyrasta, a ile ma dotyczyć zaburzeń koncentracji uwagi.

Najlepszą metodą diagnozowania jest wywiad, ale ona jest bardzo subiektywna, więc powinien być wykonywany przez doświadczonego specjalistę. „Jak często masz kłopot z dopracowaniem szczegółów jakiegoś zadania?” – ktoś, kto jest perfekcjonistą, powie: często mam z tym kłopot. A jak ktoś ma za nisko postawioną poprzeczkę, mówi: nie mam z tym problemów.

Dzieci mają podobne zakresy obowiązków, dorosłych już trudno tak porównywać, bo każdy ma do wykonania inne zadania.

Do tego bardzo wiele osób chce mieć ADHD. Ono jest postrzegane jako bycie ciekawym, bardziej kreatywnym, odważnym.

A bardziej jednoznacznych metod diagnozowania nie ma?

– Nie ma żadnego obiektywnego badania medycznego, psychologicznego czy neuropsychologicznego, które mogłoby jednoznacznie stwierdzić lub wykluczyć objawy ADHD.

Czyli gdzie jest granica między zaburzeniem a normą?

– Jeśli pomimo stałego poziomu jakiejś cechy (inteligencji, wyobraźni przestrzennej, matematycznej, zdolności plastycznych, sportowych) ktoś – z powodu zaburzonej koncentracji uwagi, nadruchliwości lub impulsywności – nie jest w stanie ze swoich talentów korzystać. Cierpi z tego powodu on albo jego otoczenie.

Ale są leki, może wystarczy je brać i po ADHD?

– Same leki nie wystarczą. W wieku dorosłym ADHD jest zaburzeniem nieuleczalnym. Można jednak poprawiać jakość życia, ale do tego potrzebna jest silna motywacja. Osoby z ADHD wykonujące pracę, która jest ich pasją, funkcjonują lepiej.

Oprócz leków co pomaga?

– Regularny wysiłek fizyczny podnosi koncentrację: bieganie, medytacja, joga, sztuki walki.

Psychoterapia? Na czym skoncentrowana?

– Praca z osobami z ADHD polega w dużej mierze na tym, żeby wytworzyć strategie kompensujące objawy. Uczą się korzystać z kalendarza, tworzenia list zadań. Ale nie tak, że ktoś zanotował, że ma zadzwonić, ale już nie zapisał, do kogo i pod jaki numer. Albo zapisał numer, ale bez nazwiska, i teraz ma siedem karteczek z cyferkami.

Osobom z ADHD łatwiej jest wkroczyć w coś nowego, niż dokończyć, co rozpoczęły. Trzeba się więc świadomie nauczyć wyhamowywać swoją aktywność – pomagają w tym timery, przypominajki. Nastawiam na 15 minut i nie wstaję od pracy, nim nie zadzwoni. Nauczyć się: jeśli coś jest dla ciebie trudne, zrób to od razu. Nie odkładaj.

Oni z kartką uczą się planować poranek z 5-minutowych puzzli. Kolejność i czas: śniadanie, łazienka, wybór ubrania. Tworzenia strategii dzielenia zadań na etapy możliwe do ogarnięcia realnym zakresem uwagi. ADHD jest dziedziczne, więc często dziecko było wychowywane przez osobę, która sama ma kłopoty z organizacją. Jak się ma świadomość swojego deficytu, wiele rzeczy można wytrenować. Po jakimś czasie to przejdzie w nawyk, ale to jest dużo trudniejsze.

Jeden z bohaterów mojego tekstu powiedział, że nie jest w stanie powiesić prania. Żona spekulowała, że tych reguł jest widocznie za dużo, bo trzeba strzepnąć, rozprostować, powiesić skarpeteczka przy skarpeteczce, żeby powietrze krążyło. On powiedział, że wielu rzeczy może się nauczyć, ale wieszania prania nie wytrzyma.

– Nie można walczyć z całym światem. Trzeba zdecydować, które sprawy są dla ciebie ważne na tyle, że będziesz nad nimi pracował i przypominał sobie, że warto poświęcać na nie czas i energię, a które odpuścisz, łącznie ze wszystkimi tego konsekwencjami. Można przeżyć bez wieszania prania.

Kupić sobie pralkę z suszarką albo ustalić z żoną podział domowych obowiązków.

– Ale takich strategii radzenia sobie z sytuacja, budowania grupy wsparcia, ludzie z ADHD najczęściej muszą się świadomie nauczyć. Oni często mają tylko jakieś niezrozumiałe dla siebie poczucie defektu. Są inteligentni, ale widzą, że inni mają lepsze stopnie, i po serii złych doświadczeń, np. szkolnych, wyciągają wniosek: widocznie te jedynki mi się należą – idą w depresję. Inni w lęk i wycofanie: pewnie mi się nie uda, więc nie ma co zaczynać. Trzecia droga to złość i agresja: to nie ja jestem zły, tylko świat mnie źle traktuje.

W dzisiejszych czasach chyba łatwiej się żyje z ADHD? Są urządzenia techniczne, które mogą ułatwiać życie z tym zaburzeniem. Tryb życia jest szybszy, bardziej powierzchowny.

– Nie sądzę. Trudno jest odnieść sukces komuś, kto nie zwraca uwagi na szczegóły, nie jest w stanie wytrwać długo w jakiejś czynności, zaplanować swojej aktywności. Komu trudno jest utrzymać uwagę na tym, co mówi druga osoba, bo ma tak silną potrzebę, żeby powiedzieć swoje. Kto ciągle szuka, zapomina, co ma do wykonania, kto nie jest w stanie wysiedzieć w miejscu. ADHD to wiatr, który wieje w oczy. Ale z drugiej strony można zbudować z tego motor, który będzie pchał.

ROZMAWIAŁA Magdalena Szwarc

 

Geniusz w opałach

Zespół Aspergera – czy to tylko inna struktura mózgu?

Żeby sprawdzić, czy nie wariuje, Natalia Kyć zbierała bilety. Kiedy Jurek mówił: tym wagonem jechaliśmy już 17 maja 2002 r. – mogła sprawdzić boczny numer wagonu. Nigdy się nie pomylił.

W ludziach interesują go daty urodzin i zgonów. W świecie: długość rzek i ich dopływów. Podasz mu dowolną datę, a w sekundę się dowiesz, jaki to był dzień tygodnia. Pamięta, który skoczek, na której skoczni, w jakim konkursie, ile skoczył metrów i uzyskał punktów. Zna statystyki samobójstw w Polsce i na świecie. Szóstym zmysłem odmierza czas, jak atomowy zegar.

Dziwi go, że można nie znać na pamięć rozkładów jazdy. Do rozpaczy doprowadza, że ludzie robią błędy ortograficzne. Wtedy świat wali mu się na głowę, bo przestaje go rozumieć. Godzinami może perorować o szachach. Wtedy jest szczęśliwy, odprężony. To pierwszy sezon 11-letniego Jurka w amatorskiej lidze małopolskiej, a już wywalczył trzecie miejsce. Ale zapytany, dlaczego lubi szachy, znudzony zsuwa się z kanapy. – Pani zadaje głupie pytania. Denerwujące, powiedziałbym.

Zespół Aspergera – objawy

W pierwszym roku życia nie gaworzył, nie nawiązywał kontaktu wzrokowego. Interesował się pilotem do telewizora. Nie oglądał, tylko przełączał programy, a jak w rogu wyskoczyła szóstka, podskakiwał z radości. Z zabawek uznawał tylko matchboksy. Ustawiał je na dywanie. Kiedy Natalia próbowała wyjechać jednym autem z tego parkingu, wpadał w histerię. – Każdy czasem potrzebuje pobyć sam – tłumaczyła sobie. Lubił, żeby mu czytać. Po polsku, angielsku czy rosyjsku – wszystko jedno. Obrazki ignorował, ale gdy opuściła akapit, pokazywał palcem właściwe miejsce.

W 18 miesiącu życia potrafił nazywać litery. Jeszcze nie mówił, pierwsze słowa wypowie dopiero za rok: znak, stop i sześć. Nie miał trzech lat, kiedy na lodówce z namagnesowanych liter ułożył: „Zakaz zatrzymywania się i postoju od 8 do 22″. Podręcznik do nauki jazdy skończył czytać, gdy miał trzy lata i osiem miesięcy. Choć nie gardził też encyklopedią czy słownikami. W życiu nie zrobił błędu ortograficznego. Ludzie się zachwycali: – Rób z nim coś. Nie może się chłopak zmarnować, taki talent.

Ale Natalia już zauważyła, że charakterek to on będzie miał nie do wytrzymania. – Nową kurteczkę za rękaw i ściąga. Wkładamy znowu, krzyk, jakbyśmy mu krzywdę robili!

Jak coś polubił, to jadł. Pewnego dnia zabrakło w sklepie tego makaronu co zwykle. Znalazła podobny, a Jurek odsuwa talerz. Miał kilka ulubionych jogurtów. Ale na opakowaniu dodano czerwony napis „+25%”. Jurek czyta i oddaje. Nie. – Teraz wiem, że jak mówi „nie”, trzeba odpuścić, bo szkoda sobie nerwy szarpać – mówi Natalia. – Kajzerka tylko z jednej piekarni. Nie może być zbyt spieczona ani niedopieczona. Z dżemem truskawkowym albo wiśniowym. Musi być gładki, bez żadnych farfocli. Jeśli ktoś się pomyli, to śniadania nie ma i spóźniamy się do szkoły.

Gości nie znosił. Komuś nasikał na torbę. W parku bił dzieci, niszczył im babki z piasku, więc na spacery chodzili tylko po ulicach. W przedszkolu zostawał na dwie godziny, a i tak dzwonili, żeby go zabrać. Narzekali, że trzeba go uczyć jeść widelcem, wołać siku – płynnie czytał w trzech językach, a chodził z pampersem.

Przed trzecimi urodzinami Jurka Natalia mówiła pediatrze, że chyba coś jest nie tak. Lekarka bagatelizowała. I teściowa też. – Andrzej (tata) był taki sam – mówiła.

Ludzie przestali ich odwiedzać. Z Andrzejem się kłócili. A Jurek siedział sobie cichutko w pokoju i wypisywał liczby w rzędach pionowych i poziomych. Jedną serię rysunków rozszyfrowali, bo między rzędami liczb były nazwy krakowskich ulic. I czasem pytał: przy Mazowieckiej nie ma 69 numeru, gdzie się podział?

Przeprowadzili się, kiedy Jurek miał siedem lat, do domu przy wielkim placu zabaw. Pierwszego dnia posłała go na podwórko. Nagle krzyk. Jurek popycha maluchy. Wpadła na dziedziniec, gdy tłumaczył matce dziecka: – Przeczytałem regulamin. Dzieci do lat trzech nie mogą tu się bawić. Ani nie mogą biegać psy, ani nie można grać w piłkę. Zabrała go do domu. Tłumaczy: dzieci nie wolno ruszać. Następnego dnia znowu krzyk z podwórka. Jurek kopie w tablicę, rzuca w nią kamieniami. Skoro dzieci mogą być, to niech chociaż tego regulaminu nie będzie.

Zespół Aspergera u dzieci

Zaczęła szukać pomocy u psychologów w publicznej służbie zdrowia. Zapisywali ją na wizyty za pół roku. Minęły dwa lata, a nikt nie podjął się terapii.

I wtedy zdarzył się cud. Dorosła córka Natalii na konferencji usłyszała referat o podobnym chłopcu. Zagadnęła prelegentkę. Dziewięcioletniemu Jurkowi wykonano test i postawiono diagnozę: autyzm z wysokim funkcjonowaniem intelektualnym, tak zwany zespół Aspergera.

Zespół Aspergera (ZA) nie jest chorobą, w literaturze definiuje się go jako odmienny styl poznawczy. Oficjalnie szacuje się, że ma go jedna osoba na dwieście, ale niektórzy badacze twierdzą, że już jedna na sto. Mówi się wręcz o epidemii.

Umysł osoby z ZA zachowuje się tak, jakby brakowało w nim połączeń między doznawanymi emocjami a systemem intelektualnym, który je rozpoznaje i nazywa. Aspi nie potrafi sobie też wyobrazić, co czują i myślą inni. Czymś naturalnym jest dla niego funkcjonowanie komputera czy silnika, znacznie trudniejszy jest człowiek.

Zwykle w ludzkim umyśle działa program, który pozwala wiązać elementy w całość. Zbierane doświadczenia układają się w reguły, na podstawie których nadajemy znaczenie poszczególnym faktom. Umysł Aspi tego nie robi.

Dlatego dwulatek z ZA z łatwością układa puzzle dla dorosłych – dostrzega więcej szczegółów i szybciej podejmuje decyzje. Ale nie widzi całości, więc z trudem przychodzi mu rozpoznawanie twarzy. Ta sama osoba raz uśmiechnięta, raz smutna to dla niego dwaj różni ludzie. W codziennych rozmowach wyskakują z niego, niczym z wyszukiwarki, bloki informacji skopiowane żywcem z przeczytanych encyklopedii czy książek, a jeśli pochodzą z filmów – to wraz z intonacją. Nie uczy się mowy z interakcji społecznych, tylko z lektur, więc jego słowa często nie pasują do sytuacji. Nie rozmawia, lecz przemawia. Przez „Kubusia Puchatka” nie przebrnie, bo emocje bohaterów to dla niego czarna magia.

80 proc. dzieci z chorobą Aspergera towarzyszą objawy ADHD (nadczynność psychoruchowa). Inaczej też odbierają bodźce zmysłowe – zakrywają na przykład uszy na dźwięk nalewania wina do kieliszka, szczęku sztućców. Mogą się za to pasjonować szumem owadzich skrzydeł, burzami – opowiadać godzinami, że każda jest inna, słuchać ich nagrań. Nie czują głodu, trzeba im przypominać, że pora coś zjeść, i zdarza się, że lądują w szpitalach z powodu niedożywienia. Nie wiadomo, czy zasygnalizują zapalenie wyrostka, bo mają obniżony poziom odczuwania bólu. Mogą fatalnie znosić delikatny dotyk, a wciskać się w ciasne miejsca, by poczuć swoje ciało. Opierają się o innych jak o przedmioty. Częściej cierpią na depresje i lęki. Różnią się między sobą temperamentem – jedne są wycofane i ciche, inne ekstrawertyczne.

Świry dziwadła, czyli zespół Aspergera w szkole

Gdy Jurek rzucił butelką w panią od matematyki, była afera.

– A gąbką można? – zapytał całkiem serio. I dlaczego, jak się rzuci butelką w kolegę, to nie ma afery, a jak w matematyczkę, to jest? Nie pojmuje, dlaczego ludzie się obrażają, kiedy mówi prawdę. Nauczycielka zabrała mu książkę, to nazwał ją złodziejką. Pani od angielskiego powiedział, że jest stara. – Dla niego to taki sam komunikat jak to, że jest piękna pogoda. Nie ma zabarwienia emocjonalnego ani kontekstu – mówi dr Beata Kozielec, psychiatra dziecięcy z Mazowieckiego Centrum Neuropsychiatrii i Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży.

W świecie Aspich wszystko jest dosłowne. Nie kłamią. Mają ogromne poczucie sprawiedliwości. – Nie tłumacząc takiemu dziecku sytuacji społecznych, zachowujemy się tak, jakbyśmy zabrali krótkowidzowi okulary, posadzili go w ostatniej ławce i nieustannie karali za to, że nie przepisuje z tablicy – mówi dr Kozielec.

Kolega na przerwie powiedział Jurkowi, że wpuścił wirusa do jego komputera. Na lekcji Jurek przeklina, krzyczy, że zabije. Nauczycielka demonstracyjnie go ignoruje, co chłopca tylko nakręca. W końcu pani krzyczy: – Czy ty nie możesz być jak inne dzieci?!

Koledzy się śmieją. Jurek płacze. Internetowe szachy to dla niego jedyny świat jasnych reguł, źródło poczucia bezpieczeństwa. W jego umyśle właśnie został zburzony, więc krzyczy. – Nie domyśli się, że to żart albo że komputer można naprawić. Problem przestanie istnieć, kiedy wyjaśnimy mu intencje uczestniczących w zdarzeniu osób – mówi dr Kozielec. I dodaje: – Agresja bierze się stąd, że choć mają dobre intencje, są niezrozumiani i odrzucani.

Publiczna szkoła, do której chodził Jurek, starała się do niego dostosować. Dla dzieci zorganizowano lekcje o ZA. Przynaj­mniej raz w miesiącu terapeutka Jurka spotykała się z jego nauczycielami. Gdy na klasówce miał zrobić rozbiór logiczny zdania: „Moja mama przygotowała wczoraj wielkanocną palmę”, odłożył długopis, bo jego mama nie robiła palmy. Wyciągnęli wnioski: identyczna konstrukcja, tylko o szachach. Rozwiązał bezbłędnie. Wiedzieli, że trzeba mu sygnalizować, że coś ważnego będzie się działo, otwierać na właściwej stronie książkę, wskazywać zadanie, żeby podążał za tokiem lekcji. Zadawać krótkie pytania, bez dwuznaczności. Pilnować, by zapisał, co jest zadane, inaczej nie odrobi.

Niestety, z trzech klas trzecich zrobiono dwie czwarte, a nowy wychowawca nie zrozumiał problemów Jurka. – Syn całkowicie stracił zainteresowanie. Jeszcze mocniej trzymał się rytuałów, a mnie za rękę, kiedy szliśmy do szkoły. Siedziałam z nim na lekcjach – opowiada Natalia. Zaryzykowała zmianę. Przeniosła chłopca do szkoły integracyjnej, gdzie mają doświadczenie z ZA: nauczyciel wspomagający obecny jest na każdej lekcji, są zajęcia z szachów i kółko informatyczne. Jurek zapisał w dzienniku: „Na dwanaście poznanych nauczycielek dziesięć się uśmiechnęło”. Już po kilku dniach powiedział, że jest szczęśliwy.

W USA osoby z syndromem Aspergera mają indywidualny plan nauczania, zbudowany w oparciu o największe zdolności i realne możliwości. W Polsce nawet w klasach integracyjnych diagnoza służy często do usprawiedliwiania zachowań dziecka, a nie pomagania mu w socjalizacji. Matkom zdarza się usłyszeć: – Z dzieckiem z zespołem Aspergera inne dzieci się nie bawią. Czego się pani spodziewała? A one potrzebują rówieśników. – Mają wyższą niż przeciętna potrzebę bycia społecznie akceptowanym – wyjaśnia dr Kozielec.

Leczenie Aspergera, czyli przyszłość

Przyczyny zespołu Aspergera nie są do końca poznane. Na pewno nie powodują go błędy wychowawcze. Nie wszystko daje się wytłumaczyć genetyką. Psychoanalitycy sugerują, że może to być somatyczny mechanizm obronny na niesprzyjające warunki. Pojawiło się też przypuszczenie, że syndrom pojawia się w następstwie zatrucia metalami ciężkimi. Często pomaga zmiana diety na bezmleczną, bezglutenową i bezcukrową. Nie ma jednak jednego standardu leczenia, każdy przypadek jest indywidualny.

ZA występuje niemal wyłącznie u chłopców. 20 proc. ich ojców lub dziadków ma wykształcenie techniczne. Częściej są wśród nich finansiści, informatycy, naukowcy, rzadziej lingwiści czy psychologowie.

Diagnozowane powinny być dzieci roczne i już wtedy należy rozpoczynać terapię. W zabawie z terapeutą uczą się na przykład nawiązywać kontakt wzrokowy. To, co można wypracować przez rok wczesnej terapii, z dzieckiem 12-letnim zajmie już trzy lata. Starsi uczą się odczytywać emocje: kąciki ust skierowane w dół – smutek. Odgrywają scenki. Ćwiczą przyjmowanie i dawanie komplementów. Umiejętności tych nie nabyłyby samodzielnie, a to skazuje na izolację.

Asperger u dorosłych

Wcześnie zdiagnozowana i poddana intensywnej terapii osoba ma szansę założyć rodzinę.

Skąd Aspi wiedzą, że ktoś jest dla nich bliską osobą? – Przyszła do mnie do szpitala, usiadła na łóżku, jej biodro dotykało mojego. Pokazywała zdjęcia z wakacji, na których była uśmiechnięta – zdefiniował student. Innemu (od dawna w terapii) udało się nawiązać romans. Z fachowej literatury dowiedział się, jak kobietę zaspokoić seksualnie. Wszystko się wspaniale udało (nawet kilka razy!). – Tylko nie wiedziałem, kiedy przestać ją całować. Jak poznać, że ma dość? – relacjonował.

Wielu Aspich kończy jednak samotnie, jako bezdomni czy nawet przestępcy. Pozbawieni nieformalnych kontaktów społecznych nie rozwijają umiejętności potrzebnych do samodzielnego życia. 20-latki na pytanie, skąd wziąć pieniądze, odpowiadają, że najlepiej z bankomatu lub kantoru, czy dosłownie: pobrać z magazynu banknotów. A jak któryś uzna, że wszystko powinno być za darmo, przestaje płacić rachunki. Jeśli po ukończeniu studiów nie mogą się odnaleźć na rynku pracy, przychodzą po diagnozę, by ubiegać się o rentę. Z drugiej strony wielu dorosłych Aspich można (bez urazy) spotkać na uniwersytetach. Bywa, że zajmują wysokie stanowiska. Czasem do gabinetu dr Kozielec trafia dobrze funkcjonujący księgowy lub student ostatniego roku.

Ze sławnych Aspi wymienia się Alberta Einsteina czy Richarda Stallmana, jednego z twórców idei wolnego Internetu. Badacz syndromu Hans Asperger pisał: „Niezachwiana determinacja i intelektualna przenikliwość, skrupulatność i skupienie się na jednym celu mogą prowadzić do wyjątkowych osiągnięć”.

– Jeśli Jurek znajdzie swoją dziedzinę zawodową, to będzie w niej świetny. Odda się jej bez reszty, jak teraz szachom. Adoratorki też się wtedy znajdą, a nawet jeśli nie, dla niego to drugorzędne – mówi Natalia.

Tekst został opublikowany w POLITYCE w lutym 2010 roku.

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/278169,1,zespol-aspergera–czy-to-tylko-inna-struktura-mozgu.read